Forum Forum poświęcone literaturze filmom i innym tworom fantasy Strona Główna
Zaloguj

Z miłości do morza

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum poświęcone literaturze filmom i innym tworom fantasy Strona Główna -> Nasze powieści, opowiadania, fan ficki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kapitan_Jack_Sparrow
Korsarz
Korsarz



Dołączył: 04 Kwi 2007
Posty: 254
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/7
Skąd: szczerze? Nie mam pojęcia...

PostWysłany: Śro 9:01, 04 Lip 2007    Temat postu: Z miłości do morza

Podbiegłem cicho na rufę wspaniałego żaglowca i stanąłem za plecami Kapitana.
- Kapitanie. Zbliżamy się do portu. - powiedziałem zdyszany.
- Zacumujcie w zatoce. Nie chcę by nas zauważono. - usłyszałem w odpowiedzi.
Pobiegłem z powrotem na dziób myśląc po drodze, ze zaczyna to mnie już nudzić.
- Zacumować w zatoce! - wrzasnąłem do załogi. Widząc, że nikt nie reaguje dodałem. - To rozkaz Kapitana!
Wszyscy zaczęli z zawrotną szybkością wprowadzać okręt do zatoki. Wokół rozlegał się szum fal. W oddali było widać blade światło przybrzeżnych domów. Odetchnąłem z ulgą. Nareszcie po pięciu tygodniach morskiej żeglugi - ląd. Nagle okręt szarpnął gwałtownie i się zatrzymał. Poleciałem trzy stopy do przodu i potknąłem się o zwinięte liny. Upadłem. Obróciłem się na plecy i zerwałem na nogi.
- Przygotować moją szalupę! - po pokładzie poniósł się głos Kapitana. - Ty! - powiedział wskazując na mnie. - Płyniesz ze mną.
Szybko przeskoczyłem przez zwoje lin i pobiegłem po wiosła. Podniosłem je i ruszyłem z powrotem w stronę Kapitana. Po chwili znajdowaliśmy się już na wodzie. Monotonne kołysanie fal wprowadziło mnie w hipnotyczny rytm. Odwróciłem głowę i napotkałem wzrok Kapitana natarczywie utkwiony we mnie. Przekręciłem głowę i pochyliłem się niżej w szalupie. Do środka nalała się woda. Po około kwadransie dno łodzi zaszurało o nadbrzeżny piasek. Szybko wyskoczyłem z szalupy i doprowadziłem ją do brzegu. Kapitan wstał, wyszedł z łodzi i powiedział do mnie.
- Nie będzie mnie parę godzin. Muszę załatwić parę spraw i idę na nadbrzeże. Ale dla ciebie - powiedział dźgając w moją stronę palcem. - mam inne zadanie.
Wyprostowałem się i spojrzałem w oczy Kapitana. Widniała w nich iskra rozbawienia.
- Pójdziesz na drugi koniec miasta i odszukasz niejakiego Rogera. Przekaż mu nasze hasło, wysłuchaj uważnie co do ciebie powie, wróć do mnie i wszystko dokładnie powtórz. Zapamiętałeś?
- Tak. - odpowiedziałem. - A gdzie mogę go znaleźć?
- Ach... - westchnął Kapitan. - Mieszka na drugim końcu miasta koło kuźni Browna. Dopilnuj też - powiedział i wyciągnął zza pasa niewielki mieszek ze złotem. - by to dotarło do Rogera. Postaraj się nie rzucać w oczy bo przez to wszyscy możemy mieć kłopoty. - powiedział i odszedł.
Szybko odwróciłem się w przeciwną stronę i popędziłem w stronę głównej ulicy miasta. Po około dwóch kwadransach wszedłem do niewielkiej karczmy znajdującej się koło kuźni. Był to jedyny budynek w jej pobliżu. Przekroczyłem pewnie próg i podszedłem do barmana.
- Gdzie znajdę... Rogera? - zapytałem.
Barman w odpowiedzi skinął głową w stronę niewielkiego stołu w kącie karczmy. Ostrożnie podszedłem do wysokiego, chudego mężczyzny o czarnych włosach i haczykowatym nosie. Mógłby uchodzić za przystojnego gdyby nie szpecące go blizny. Stanąłem koło niego i przekazałem umówione hasło. Mężczyzna w odpowiedzi kiwną głową i skinął ręką w kierunku krzesła naprzeciw siebie.
- Przysyła mnie... - zacząłem.
Roger uciszył mnie gestem.
- Przekaż, ze flota Angielska zbliża się do południowego wybrzeża, ale najwięcej ataków z ich strony zdarzyło się na północnej części. Flota szykuje się do dłuższego wypłynięcia w daleki rejs. Nikt nie wie gdzie, ale krążą podejrzenia, że...
Donośny huk zagłuszył jego słowa. Poderwałem gwałtownie głowę widząc wchodzące do środka straże.
- To tamten! - powiedział jakiś mężczyzna wskazując na Rogera. - Brać go!
Roger szybko zerwał się z miejsca i popędził do tylnego wyjścia. Gwałtownie pchnął drzwi i wypadł na ulicę.
- Za nim! - usłyszałem.
Powoli skierowałem się w kierunku głównego wyjścia. Nie chciałem się w nic mieszać. Słyszałem jak za moimi plecami strażnicy szepczą gorączkowo
- Stój! - usłyszałem. Gwałtownie popchnąłem dwóch zagradzających mi drogę strażników i wypadłem na ulicę. Popędziłem ile sił w nogach w kierunku nabrzeża. Musiałem poinformować Kapitana. Za sobą usłyszałem wściekłe wrzaski i odgłosy pogoni.
- Gońcie go! - ktoś wrzasnął.
Pobiegłem jeszcze szybciej. Nagle noga omsknęła mi się na wyboistej drodze. Krzyknąłem i padłem jak długi na ziemię. Szybko poderwałem się do góry i dalej pędziłem w stronę portu. Wbiegłem na plażę dysząc z ulgą. Pobiegłem w stronę naszej łodzi. Stanąłem osłupiały. Szalupa zniknęła. Okręt także majaczył gdzieś na horyzoncie. Rozpacz wezbrała we mnie niczym w wulkanie. Zostawiono mnie. Odebrano mi wszelką nadzieję. Obejrzałem się, staje za mną pędziła w moim kierunku wataha zbrojnych. Spojrzałem gwałtownie w drugą stronę. Pędziło stamtąd dziesięciu strażników uzbrojonych w berdysze i miecze. Stałem osłupiały. Jedyna deska ratunku była w morzu. Rzuciłem się w jego kierunku. Zalała mnie zimna woda. Drgnąłem. Wiedziałem, ze długo nie dam rady płynąć. Poczułem jak przemoczone ubranie ciągnie mnie na dno. Wynurzyłem się w rozpaczliwej próbie złapania choćby odrobiny powietrza. Poszedłem na dno...

Część 2

Obudziło mnie silne kopnięcie w brzuch. Jęknąłem i zwinąłem się w kłębek. Pod policzkiem wyczułem mokry piasek. Wzdrygnąłem się i otworzyłem oczy. Wokół otaczając mnie ciasnym pierścieniem stali strażnicy uzbrojeni w berdysze i miecze. Zacisnąłem na powrót oczy. Poczułem jak ktoś szarpie mnie za ubranie i dźwiga na nogi. Zwisłem bezwładnie w rękach trzymających mnie żołnierzy. Otworzyłem oczy i spojrzałem w twarz stojącego przede mną człowieka. Osłupiałem.
To był Kapitan. Uśmiechnął się szeroko i wymierzył mi cios w szczękę. Zgiąłem się w pół i oplułem krwią nadmorski piasek. Podniosłem głowę. Zdążyłem tylko zobaczyć lecącą w stronę mojej głowy pięść. Przed oczami rozbłysło mi jasne światło. Zemdlałem.

***

Obudziłem się czując zimno kamiennej posadzki pod policzkiem. Otworzyłem oczy. Jęknąłem. W całym ciele czułem odrętwienie, a rąk w ogóle nie wyczuwałem. Powoli przekręciłem się na plecy. Okazało się, że ręce mam związane grubym powrozem na plecach. Westchnąłem i podczołgałem się do ściany. Wsparłem się o nią ramieniem i powoli usiadłem pod ścianą. W korytarzu rozległy się kroki. Rozległ się szczęk otwieranego zamka w ciężkich, drewnianych drzwiach i do celi weszło trzech strażników. Powoli przesunąłem się w stronę przeciwnej ściany. Mężczyźni podeszli do mnie i dźwignęli na nogi. Szarpnąłem się niemrawo. Chwycili mnie za ręce i podcięli nogi. Zwisłem bezwładnie między nimi. Wywleczono mnie z celi i pociągnięto w stronę niewielkiego pomieszczenia w końcu korytarza. Gdy dotarliśmy do drzwi pchnęli je i wrzucili mnie do środka pomieszczenia. Upadłem ciężko na podłogę. Uniosłem głowę i spojrzałem na czubki butów zbliżającego się do mnie człowieka. Poczułem jak ktoś szarpnął mnie za włosy i postawiła na nogach. Spojrzałem w twarz Kapitana. Uśmiechnął się drwiąco i rzucił mną o ścianę. Jęknąłem i osunąłem się na posadzkę. Mężczyzna zbliżył się i kopnął mnie w biodro. Przekręciłem się lekko.
- Dlaczego? - zapytałem.
W odpowiedzi dostałem mocne kopnięcie w brzuch. Haustami łapałem powietrze. Tego było za wiele. Przechyliłem się w bok i zwymiotowałem gwałtownie swój ostatni posiłek. Zacisnąłem powieki. Kapitan szarpnął mnie za ramiona i podniósł gwałtownie z ziemi. Przyparł mnie do muru.
- Co mówił Roger? - zapytał. Nic nie rozumiałem. - Gadaj! - krzyknął i uderzył mnie w twarz.
- Ja... nie wiem! - powiedziałem niezgodnie z prawdą.
Dostałem pięścią w bok głowy.
- Gadaj! - warknął i wziął szeroki zamach.
Milczałem. Po co mnie porwał? Przecież i tak bym to powiedział... Nic nie rozumiałem. Czy chodziło mu o porwanie mnie? Chodziło o Rogera? Jakieś informacje? A może chodziło o...
Z zamyślenia wyrwał mnie cios w szczękę. Dostałem jeszcze raz w głowę i w brzuch. Osunąłem się po ścianie. Kapitan poderwał mnie z ziemi i rzucił mną o ścianę. Jęknąłem i straciłem przytomność.

Część 3

Pod policzkiem wyczułem zimny kamień. Nie otwierałem oczu. Nasłuchiwałem. Po mojej lewej stronie rozległ się odgłos ciężkich kroków. Ktoś szturchnął mnie czubkiem buta.
- Jest nieprzytomny. - usłyszałem. - Co z nim mamy zrobić?
- Hmmm... - ktoś westchnął. - Mój brat nieźle go sobie ułożył. - człowiek szturchnął mnie czubkiem buta. - Niełatwo będzie go złamać. - usłyszałem. - Ale radziliśmy już sobie z gorszymi... przypadkami.
Poderwano mnie za włosy do góry. Syknąłem.
- A jednak. Myślałem, że jesteś wytrzymalszy. - zadrwił stojący przede mną człowiek. Na policzku poczułem mocne uderzenie. - Masz mnie za idiotę? Wiem przecież, że udajesz!
Otworzyłem oczy. Przede mną z szyderczym uśmiechem stał Kapitan... nie, nie Kapitan. Jego brat... powoli zacząłem sobie wszystko układać w głowie. Kapitan miał brata. Powoli sobie przypomniałem, że był on zaciekłym wrogiem wszystkich piratów, a swojego własnego brata chyba nienawidził najbardziej. Szarpnąłem głową. Wszystko zaczęło się zacierać. Przestawałem myśleć jasno. Do świadomości przywrócił mnie nagły ból eksplodujący w żebrach. Jęknąłem.
- Słyszysz?! - krzyknął do mnie brat Kapitana. - Co mówił Roger?!
- Nie wiem... - jęknąłem. - nic nie słyszałem.
Dostałem w brzuch. Zgiąłem się w pół.
- Radzę ci dobrze! Mów co ci przekazał!
- Nic mi nie powiedział...
- Kłamiesz! - usłyszałem i dostałem mocno w szczękę.
Oplułem krwią podłogę. Nie chciałem dać się złamać, ale czułem jak powoli opuszczają mnie siły. Dostałem jeszcze parę razy. W brzuch, dwa razy w żebra i w szczękę. Po rozbitych wargach spływała wolno krew ze złamanego nosa. Szarpnąłem głową. Ktoś odwrócił mnie i przyparł twarzą do ściany. Po chwili coś świsnęło i uderzyło mnie w plecy. Jęknąłem. Na nic innego nie było mnie stać. Zacisnąłem oczy. Po kilu razach zadanych skórzanym batem brat Kapitana podszedł i odwrócił mnie do siebie.
- Co ci przekazał? - powiedział i silnie mną szarpnął. - Co on ci powiedział?!
- Kto? - zapytałem głupio i syknąłem gdy na ramieniu poczułem mocne uderzenie.
- Roger, idioto! Co ci powiedział! - wrzasnął do mnie.
Nie odpowiedziałem. I to było właśnie moim błędem. Rzucono mnie z całą siłą na ziemię.
- Zabrać go. - rozkazał Kapitan i kopnął mnie po raz kolejny w żebra. - Wyduszę z ciebie co trzeba i zabiję. - syknął pochylając się nade mną.
Straciłem przytomność.

Część 4

Zostałem gwałtownie poderwany z ziemi i przyparty plecami do muru. Skuliłem ramiona i opuściłem głowę. Stałem tam sam pod naporem obcej, nieugiętej siły wysysającej ze mnie całą energię jaka mi pozostała. Nagle dostałem opancerzoną pięścią w brzuch. Zgiąłem się wpół i osunąłem na kolana. Natychmiast w górę podniosły mnie bezlitosne ręce. Ponownie przyparto mnie do ściany. Zacisnąłem powieki. To koniec... przemknęło mi przez myśl. Nagle przy gardle poczułem zimne ostrze. Głośno przełknąłem ślinę.
- Gadaj co wiesz. - syknął do mnie brat kapitana i mocniej przycisnął mi ostrze do gardła. - Gadaj albo cię zabiję - warknął.
Pod powiekami poczułem ciepłe łzy. Czułem, ze każdy cal mojego ciała trzęsie się ze strachu przed tym człowiekiem. Próbowałem odsunąć się od niego. Nie dałem rady. Poczułem jak ostrze gwałtownie zostaje dociśnięte do mojego gardła. Życie było piękne - pomyślałem. - Mimo wszystko...

***

Gwałtownie poderwałem głowę z ziemi. To tylko sen... - starałem się uspokoić rozbiegane myśli. Zdawałem sobie sprawę, że to akurat był sen, ale mogę nie mieć tak dużo szczęścia i ten sen może się sprawdzić. Muszę się stąd wydostać - myślałem gorączkowo. Podniosłem się ciężko z posadzki i oparłem plecami o kamienną ścianę. Rozglądałem się właśnie po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś co mogłoby mi się przydać gdy zorientowałem się, że mam rozwiązane ręce. Natychmiast zacząłem przeszukiwać moją odzież w poszukiwaniu broni. Sprawdziłem pochwę na miecz. Pusta. Pasy na których zwykłem trzymać sztylety i pistolet też były puste. Zakląłem cicho i bezwiednie przesunąłem rękę w stronę butów. Nagle wyczułem coś w cholewie. Szarpnąłem mocno i wydobyłem niewielki nóż z buta. Uśmiechnąłem się do siebie. Przecież to było nic, a mimo wszystko tak wiele dla mnie znaczyło. Zacząłem szukać odpowiedniego miejsca do przechowania noża. Po chwili starannie chowałem go po wewnętrznej stronie skórzanego pasa. Przeglądnąłem dokładnie swoją odzież i po chwili wahania z żalem odrzuciłem bogato zdobioną kamizelkę i wysokie skórzane buty. Zdjąłem również pasy na, których zwykle tkwiły sztylety i mój pistolet. To wszystko tylko utrudniałoby mi w ucieczce. Nie wiedziałem co będę musiał zrobić. Być może będę musiał pływać. Może będę musiał biegać, albo jeździć konno. Nie miałem pojęcia czy w ogóle mój plan się powiedzie. Stanąłem na nogach i jęknąłem gdy zrobiłem pierwszy krok. Usiadłem ciężko pod ścianą i rozerwałem nogawkę spodni. Na lewej nodze wykwitł paskudny krwiak. Dotknąłem go lekko dłonią. Syknąłem, noga była mocno opuchnięta. Nie namyślając się długo odciąłem sztyletem rękaw płóciennej koszuli i owinąłem nim ciasno stłuczoną nogę. Stanąłem i na próbę tupnąłem nogą parokrotnie w posadzkę. Było lepiej. Noga bolała, ale byłem w stanie biec. Na korytarzu usłyszałem kroki. Szybko rzuciłem się w kierunku rozrzuconych rzeczy i zgarnąłem je w kąt niedbale zakrywając słoma. Ległem na brzuchu w tym samym momencie gdy drzwi otworzyły się i stanęło w nich dwóch strażników. Teraz miał się rozstrzygnąć mój los...

Część 5

Strażnik podszedł do mnie, nachylił się i dotknął mojego ramienia. Tylko na to czekałem. Gwałtownie ciąłem go w rękę sztyletem. Syknął i odsunął się gwałtownie dobywając długiego ostrza. Ciął obiema rękoma. Odturlałem się i rzuciłem na niego, ugodziłem sztyletem w szyję. Charknął i osunął się na kolana. Wyrwałem z ręki trupa rapier. Skoczyłem w stronę nadchodzącego strażnika. Ciąłem go oburącz w szyję. Otworzył usta do krzyku. Na ścianę chlusnęła struga karminowej krwi. Powstrzymałem mdłości i popędziłem korytarzem. Za sobą słyszałem ciężkie kroki. Nagle wpadłem na coś gwałtownie. Spojrzałem w górę. Przede mną stał brat Kapitana. Rzuciłem się w tył. On jednak zdążył chwycić mnie za koszulę i przyprzeć do muru. Z pochwy z sykiem wysunął się długi rapier. Cóż to była za broń! Klinga lśniła srebrzyście niczym księżyc odbity nocą na wzburzonej tafli morza. Na rękojeści były wygrawerowane długie rysy wymyślnie powykrzywiane i połączone ze sobą w ten sposób, że tworzyły fale podczas sztormu. Oddałbym za nią nawet całe ładownie bezcennego rumu. Patrzyłem chciwie na broń. Brat kapitana podążył za moim wzrokiem i się zaśmiał.
- Prawda, że piękna? – zapytał pogardliwie. – Szkoda, że będę ją musiał splamić krwią kogoś... – zmierzył mnie drwiącym wzrokiem. – takiego.
Podkurczyłem nogę i z całej siły kopnąłem go w krocze. Człowiek zaklął i osunął się na kolana wypuszczając rapier. Nie namyślając się długo chwyciłem broń i pobiegłem przez korytarz. Wypadłem na dziedziniec. Uważnie rozglądnąłem się w koło. W kącie stały uwiązane konie. Spojrzałem na nie krzywo. Słysząc za sobą sapanie i ciężkie kroki. Wywróciłem oczami i popędziłem do koni. Wskoczyłem gwałtownie na karą klacz i popędziłem gościńcem. Za sobą słyszałem trzaski pistoletów. Przylgnąłem do grzywy konia.
- Szybciej, szybciej... – mruczałem popędzając klacz. Nabieraliśmy tempa. Już nie musiałem popędzać konia. Spłoszony sam przechodził z galopu w cwał. Z dudnieniem wbiegliśmy na drewniany most. Nagle koń się potknął. Nie namyślając się długo wyrwałem stopy ze strzemion i rzuciłem się na ziemię. Raniona noga zaprotestowała gwałtownie. Ugiąłem nogi i ległem na kolana. To uratowało mi życie. Nad moją głową świsnęła kula. Poderwałem się z ziemi i popędziłem w stronę portu. Nie wkroczyłem jednak do niego. Ominąłem go i wbiegłem do morza. Podpłynąłem cicho pod wodą do drewnianego pomostu. Nad sobą usłyszałem dudnienie ciężkich butów o przemoczone drewno.
- Gdzie on jest?! – usłyszałem wściekły wrzask. – Przecież nie uleciał w powietrze!
- Komodorze... – zaczął jakiś człowiek.
- Zamilcz idioto! – usłyszałem głos brata Kapitana i jak sobie uświadomiłem – komodora. Przylgnąłem do mokrej belki podtrzymującej pomost.
- Gdzie on pobiegł! – ponownie w moich uszach zadźwięczał ostry głos. – Ty! Gadaj! Widziałeś gdzie poszedł?!
- Ja...
- Co ty?!
- On zbiegł na wybrzeże, panie.
- Za nim! – odezwał się wysoki wrzask.
Skuliłem się pod pomostem i nasłuchiwałem ciężkich kroków żołnierzy. Gdy te całkowicie umilkły ostrożnie popłynąłem w stronę zacumowanej przy następnym pomoście, niewielkiej łodzi. Powoli wysunąłem głowę nad taflę morza i wdrapałem się na łódź. Schylając się nisko rozłożyłem małe żagle i odepchnąłem łódkę długą tyczką od dna. Na rufie łodzi dostrzegłem spory pakunek. Powoli uniosłem wieko skrzyni i moim oczom ukazały się skóry i fiszbiny. Był to niewielki ładunek lecz ważył całkiem sporo. Podniosłem skrzynię i powoli spuściłem na wodę. W momencie gdy miałem ją osadzić na wodzie skrzynia wymknęła mi się z rąk i z wielkim pluskiem wylądowała w wodzie. Nagły hałas zwrócił uwagę moich wrogów. Zakląłem szpetnie. Ponownie odepchnąłem łódź tyką. Zakołysała się i wolno ruszyła naprzód. Powoli wypłynąłem z zatoki na pełne morze. Za sobą usłyszałem wściekły wrzask komodora.
- Strzelać!
Uchyliłem się w dół. Nie zdążyłem jednak uniknąć ostatniego pocisku. Trafił w ramię boleśnie przeszywając je na wylot. Krzyknąłem i osunąłem się na dno łodzi. Straciłem przytomność.


Muahha ale fick xP.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skalarek
Smakosz wieprzowiny



Dołączył: 04 Kwi 2007
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/7
Skąd: Mam taki lvl w metinie?

PostWysłany: Śro 9:15, 04 Lip 2007    Temat postu:

@Pierwszy!
Fick świetny ;D nawet pomimo tego że to to samo co "bez tytułu" na slytha Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kapitan_Jack_Sparrow
Korsarz
Korsarz



Dołączył: 04 Kwi 2007
Posty: 254
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/7
Skąd: szczerze? Nie mam pojęcia...

PostWysłany: Śro 13:03, 04 Lip 2007    Temat postu:

Mówiłem Ci, ze to to samo xP.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kapitan Jack Sparrow
Gość






PostWysłany: Nie 8:19, 07 Paź 2007    Temat postu:

Czy ja z forum zostałem usunięty? Nie mogę się zalogować ;/. No miło ;/.
Powrót do góry
Skalarek
Smakosz wieprzowiny



Dołączył: 04 Kwi 2007
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/7
Skąd: Mam taki lvl w metinie?

PostWysłany: Nie 15:40, 07 Paź 2007    Temat postu:

Tak, niestety bo nie napisales 3 postow przez miesiac.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kapitan Jack Sparrow
Gość






PostWysłany: Śro 9:58, 13 Lut 2008    Temat postu:

Pierdolni*te :/
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum poświęcone literaturze filmom i innym tworom fantasy Strona Główna -> Nasze powieści, opowiadania, fan ficki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin