Forum Forum poświęcone literaturze filmom i innym tworom fantasy Strona Główna
Zaloguj

Z życia Eragona by Jasnołuska
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum poświęcone literaturze filmom i innym tworom fantasy Strona Główna -> Nasze powieści, opowiadania, fan ficki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Fiolka
Smok
Smok



Dołączył: 04 Kwi 2007
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Pon 18:04, 16 Kwi 2007    Temat postu:

Naprawde fajna część mam nadzieje że będzie ślub i cała ta afera z Eragonem i Jackiem no i WESELE impreza była na maxa, fioletowa lała sie strumieniami. (A tak przy okazji TUJA pisze sie THUJA (bez podtekstów oczywiście))

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kapitan_Jack_Sparrow
Korsarz
Korsarz



Dołączył: 04 Kwi 2007
Posty: 254
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/7
Skąd: szczerze? Nie mam pojęcia...

PostWysłany: Wto 12:59, 17 Kwi 2007    Temat postu:

Mogę dostarczyć rumu i fioletowej. Jak się zgadam z Mirzą to spróbujemy dostarczyć mieszanki (o ile nie wybuchnie podczas dostarczania).

Ps. Dostanę drugiego Krakena do pary?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasnołuska
Skrzat



Dołączył: 05 Kwi 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: A kto tam wie...

PostWysłany: Wto 14:02, 17 Kwi 2007    Temat postu:

Spróbuje coś wykombinowaćWink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasnołuska
Skrzat



Dołączył: 05 Kwi 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: A kto tam wie...

PostWysłany: Wto 9:00, 24 Kwi 2007    Temat postu:

27 marca

Od jakiegoś czasu załapałem się na robotę w telewizji „Smocza jama”.
Zachodzę do pracy i każą mi się skierować do studia nr 115. Pewnie znowu będę musiał reklamować pastę do zębów. Ostatnio grałem w reklamie paszy dla krów. Jedna narobiła na podłogę, a ja nieuważny wdepnąłem. Potem cały dzień śmierdziało na kilometr od mojego buta i ten, kto mógł omijał mnie szerokim łukiem.
Zapukałem do drzwi. Otworzyły się ze strasznym piskiem. Ujrzałem wielkiego banana, a o niego opierał się Fengmeier. Co on tutaj robi? Czasami nie powinien kręcić Najstarszego? Chrząknął znacząco. Czego on ode mnie chce? Zapytaj – usłyszałem głos mojej świadomości. Lecz on był pierwszy.
- Mam do ciebie sprawę życia i śmierci.
- Jaką?
- No… Ten blondyn, co grał ciebie w filmie, zapadł się pod ziemię.
- Jak to zapadł się pod ziemię?
- Po prostu zniknął. Rozpłynął się w powietrzu. Nie ma go. W związku z tym proszę cię byś zagrał samego siebie w drugiej części filmu Eragon.
- Ten film czasami nie powinien nazywać się Najstarszy?
- Ach tak, zapomniałem.
Widać nie tylko ja mam sklerozę.
- Nie szukałeś tego gościa?
- Myślisz, że nie? Poruszyłem normalnie niebo i ziemię, żeby go odnaleźć, ale i tak mi się nie udało. Podobnież ktoś widział, jak znikł. Pojawiło się coś niebieskiego i strasznie dużego i zabrało aktora. Świadka oślepiła wtedy jakaś jasność. To ot takie mgnienie oka i już go nie było.
Zaczynałem coś podejrzewać. Snułem domysły, że… Eee, raczej nie, chociaż znając ją jest to możliwe… Tak! Czuję wyraźnie, że Saphira maczała w tym palce!
Nie powiedziałem nic Fengmeierowi o moich przemyśleniach na ten temat.
- Dobrze, jeśli mam zagrać samego siebie… - i tu specjalnie zrobiłem chwilę ciszy, żeby podnieść tą atmosferę – Zgoda.
- Dzięki! Dzięki! Stokrotne dzięki! – aż skakał z radości. – Nie wiem, jak ci się odwdzięczę.
- Na pewno kiedyś nadarzy się ku temu okazja…
- Zaczynasz więc od jutra.
- Super! Będę gadał do piłki tenisowej! Też coś! Jakby nie mogła grać Saphira moja smoczyca. To nienormalne – mruczałem niezadowolony pod nosem.
- Mówiłeś coś Eragonie? – głos reżysera filmu dobiegł mnie z końca studia.
- Nie! Zdawało ci się!
W ten oto sposób dostałem rolę samego siebie w Najstarszym.

>CDN:)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jasnołuska dnia Wto 10:35, 24 Kwi 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kapitan_Jack_Sparrow
Korsarz
Korsarz



Dołączył: 04 Kwi 2007
Posty: 254
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/7
Skąd: szczerze? Nie mam pojęcia...

PostWysłany: Wto 9:06, 24 Kwi 2007    Temat postu:

Buhahahhaahha!!!!!!!! G E N I A L N E ! ! !

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sauron
Żywiołak
Żywiołak



Dołączył: 11 Kwi 2007
Posty: 100
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: z Mordoru

PostWysłany: Wto 9:12, 24 Kwi 2007    Temat postu:

Hehehe
To jest świetne, genialne,itd Very Happy Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skalarek
Smakosz wieprzowiny



Dołączył: 04 Kwi 2007
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/7
Skąd: Mam taki lvl w metinie?

PostWysłany: Wto 12:29, 24 Kwi 2007    Temat postu:

Geaniolo genial Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasnołuska
Skrzat



Dołączył: 05 Kwi 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: A kto tam wie...

PostWysłany: Śro 14:17, 25 Kwi 2007    Temat postu:

Juz niedługo dalszy ciąg...
Oj mam głowę pełną pomysłówWink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasnołuska
Skrzat



Dołączył: 05 Kwi 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: A kto tam wie...

PostWysłany: Pon 20:27, 30 Kwi 2007    Temat postu:

28 marca

Wczoraj opowiedziałem Saph, że będę grał samego siebie w „Najstarszym”. Żałowałem później tego… Jadłem śniadanie, kiedy do kuchni wpadli dziennikarze i przeciskając się nawzajem próbowali podetknąć swoje wielgachne mikrofony w moją stronę, najbliżej jak się dało. Zaczęli też zasypywać mnie gradem pytań.
- Czy to prawda, że miejsce dotychczasowego aktora w filmie „Najstarszy” zajmiesz ty?
- Czy twoja smoczyca tak samo jak ty będzie występować w tym filmie?
- Jak potoczą się losy Eragona i Aryi?
- Co zwycięży:dobro, czy zło?
- Czy Saphira i Cierń mają szanse na jakąkolwiek przyjaźń?
Od tego naporu pytań rozbolała mnie głowa. Tęsknie spojrzałem na okno. Było otwarte. Tak… Gdybym mógł… Gwałtownie wstałem z krzesła i choć miałem na sobie jedynie bokserki (niestety akurat reszta bielizny poszła do prania, a zostały mi tylko te – różowe w czerwone serduszka podarowane na moje urodziny od tajemniczej wielbicielki) i niebieski szlafrok z frotte, podbiegłem do okna, zamknąłem oczy i nie zastanawiając się w ogóle, skoczyłem. Otworzyłem oczy. Siedziałem w siodle na Śnieżnym Płomieniu, lecz zwrócony w nie tą stronę, co trzeba. Zacmokałem na niego. Ruszył kłusem, a potem jego bieg przeistoczył się w galop.
- Do Smoczej Jamy! – rozkazałem.

***

Fengmeier czekał na mnie pod budynkiem telewizji.
- Jak ty wyglądasz?! – wyrzucał mi.
- Zbyt złożona historia – odparłem wymijająco.
Na szczęście nie pytał o nic więcej.
- Idź się przebierz.
Skinąłem głową w odpowiedzi.
Kiedy skończyłem wkładać na siebie strój, do garderoby weszła jakaś dziewczyna o czarnych włosach i zielonych oczach. Arya!
- Co… - zacząłem, ale ona położyła mi palec na ustach.
Po tym znaku wiedziałem, że mam zachować ciszę. Jej ręce znalazły się na moich ramionach. Ośmielony tym posunięciem, delikatnie objąłem Aryę w pasie. Włosy fleki muskały mi twarz. Czułem, że robi mi się gorąco. Moje serce biło głośniej niż zwykle. Arya przywarła do mnie mocno, jakby się bała, że zaraz od niej ucieknę.
- Eraś… Ja…
Prawdopodobnie spłoszyłbym ją, gdybym coś powiedział, więc nie przerywałem jej.
- … kocham cię – dokończyła.
- Ja też cię kocham.
Jedną ręką gładziłem elfkę po głowie, a drugą tuliłem do siebie. Dyskretnie wdychałem jej zapach. Pachniała bzem. Chciałem zatrzymać Aryę jak najdłużej przy sobie. Mógłbym tak stać wiecznie obejmując ją czule.
Nagle za drzwiami rozległ się głos:
- Skończyłaś go charakteryzować?
- Jeszcze trochę – odpowiedziała elfka.
- Tylko się pośpiesz!
- Tak jest!
- Co… - odezwałem się, lecz Arya znowu położyła mi palec na ustach.
- Nie wiesz, co tu robię, więc ci wyjaśnię. Islanzandi załatwiła mi tutaj robotę, jako charakteryzator filmowy, dlatego, że chciała mnie odciągnąć od ciągłego śpiewania moim roślinkom. Hodowałam specjalną odmianę muchołówki. Sięgały ponad dziesięć metrów wysokości. Matka pewnego dnia zbliżyła się do mięsożernej rośliny, a ta biorąc ja za zdobycz, prawie nie odgryzła jej palca.
Upajałem się elfkę od góry do dołu. Włosy upięła w kok i wsadziła w niego orle pióro. Taki fryz jest teraz bardzo modny pośród płci żeńskiej. Ubrała się w bawełnianą sukienkę, przepasaną skórzanym pasem. Całość robiła wrażenie.
- Usiądź – nakazała.
Wypełniłem polecenie.
Zamgliło mi wzrok. Myślami byłem gdzie indziej. Wtem ktoś wdarł mi się do umysłu.
Uwięziona w podziemiach. Pustynia Haradacka. Węże Kin-ki-nua.
Ktoś ty?
Marina… - odłączyła się.
- Skończyłam. I jak ci się podoba?
- Co zrobiłaś z moimi włosami?!
- Przefarbowałam ci je jedynie na blond. Nie przejmuj się, odzyskasz dawny kolor włosów po kilku myciach głowy.
Spiorunowałem ją wzrokiem.
Pośpiesz się. Zostało mi niewiele czasu. Znowu Marina.
Powiedz mi, chociaż, chociaż jakim jesteś stanie.
Źle, bardzo źle… Zerwała ze mną kontakt.
- Halo Eraś – pomachała mi ręką elfka przed oczyma – kontaktujesz?
- Przepraszam, zamyśliłem się. Muszę iść.
- Masz rację, Fengmeier na pewno się niecierpliwi.
Wyszedłem i skręciłem zaraz za najdłuższym zakrętem, który prowadził do wyjścia z gmachu telewizji. Uratuję tę dziewczynę, lecz najpierw muszę dostać się do własnego domu po niezbędne rzeczy – rzekłem sobie w duchu. Wyjąłem z kieszeni telefon komórkowy i wybrałem numer Taxi 400 400. Czekałem niecałą minutę. Przyleciał Shruszek.
- Hej!
- Siemka stary – przywitałem go. – Ostatnio nieco przytyłeś – zażartowałem.
- Zdaje ci się. Nastąpił u mnie przyrost mięśni.
- Od kiedy pracujesz jako taksówkarz?
- Od niedawna. Roraś mnie zatrudnił.
- Założył firmę sam?
- Sam nie. Ma wspólników.
- Ilu?
- Sporo ich jest…
- Nie mów! Białe myszki?
- Tak, ale koniec tej gadki. Wsiadaj. Gdzie mam cię zawieźć?
- Do domu.
- Obok chatki Żwirka i Muchomorka?
- Zgadza się.
Podczas lotu mój żołądek podskakiwał to w górę, to w dół. Robiło mi się niedobrze. Przeczuwam, że to skutki rzadkich przejażdżek z Saphirą. Jakoś smok dowiózł mnie szczęśliwie na miejsce.
- Ile jestem ci winien?
- Nic.
- Jak to?
- A tak to, że odwdzięczysz się, kiedy indziej.
- Dzięki – powiedziałem.
Shurikan odleciał. Szybkim krokiem wszedłem do domu.
- Saphira! Szykuj się do drogi! – krzyknąłem.
- Co się stało? – zapytała smoczyca z niepokojem.
- Nie czas na wyjaśnienia! Tu chodzi o kogoś życie!
- Będę czekać na dachu.
Wziąłem linę, Zarrok’a, zioła, jakąś butelkę z płynem leczniczym od Angeli i czym prędzej ruszyłem na samą górę domu, gdzie czekała na mnie smoczyca. Saphira miała już na sobie siodło.
- Nie będziesz się na mnie gniewał?
- Za co?
- Bo do pomocy wezwałam Jasnołuskę…
- Jeśli uznałaś to za słuszne…
- Jasna jest w drodze.
- Oby zjawiła się rychło.
- Ona nie przybędzie sama…
- A z kim? Ze smurfami, czy ze Żwirkiem i Muchomorkiem?
- Nie drwij z niej.
W tym momencie na dachu mojego domu wylądowała Jasnołuska.
- Więc jesteś sama?
- Nie – odparła spokojnie jasnoniebieska smoczyca.
Odwróciła się do mnie nieco bokiem tak, że w siodle zobaczyłem chłopaka w moim wieku. Był do mnie uderzająco podobny z tym, że on miał naturalne blond włosy, a ja farbowane. Jednak szło nas odróżnić. Wyciągnąłem do niego dłoń w geście zawarcia przyjaźni.
- Eraś – przedstawiłem się krótko i zwięźle.
- Ed.
- Hmm… Edward? To do ciebie nie pasuje, no ale imienia się nie wybiera. Masz jakąś ksywę?
- Nie.
- A mógłbym mówić do ciebie Jasny?
Obydwie smoczyce cicho zachichotały. Kuzynka Saphiry strzeliła buraka.
- Może być – uśmiechnął się szeroko.
- Posłuchajcie, nasza misja jest długa i niebezpieczna…
- Jak każda inna – wtrąciła Saphi.
- Cel wyprawy: Pustynia Haradacka. Do siedziby węży Kin-ki-nua. Ja z Saphirą polecimy na przedzie, wy za nami. Jasny, masz jakąś broń?
- Mam łuk.
- Porywasz się chłopie z motyką na słońce. Zaczekaj.
Zniknąłem na chwilę w mieszkaniu i wróciłem po niedługim czasie z mieczem w ręku. Co doprawdy był poszczerbiony troszkę w jednym miejscu w rękojeści. Nie stracił jednak nic ze swej dawnej świetności – promienie słońca odbijały się w ostrzu jasnoniebieskiego miecza.
- Proszę, przyjmij to.
- Nie jestem Smoczym Jeźdźcem. Nie mogę.
- Musisz czymś walczyć.
- Zgoda.
- W drogę! – zakomenderowałem.

***

>CDN...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sauron
Żywiołak
Żywiołak



Dołączył: 11 Kwi 2007
Posty: 100
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: z Mordoru

PostWysłany: Śro 9:56, 02 Maj 2007    Temat postu:

SUPER!!!
Bardzo fajne!
Czekam na następną część!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasnołuska
Skrzat



Dołączył: 05 Kwi 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: A kto tam wie...

PostWysłany: Wto 13:59, 08 Maj 2007    Temat postu:

Podróż była długa i męcząca, nie wspominając o niewygodach. Na pustynię dotarłem z ekipą wieczorem. Ściemniało się.
- Jasny, rozjucz smoczyce, a ja poszukam czegoś na rozpałkę. Saphi, przedstawisz Jasnołuskiej i Jasnemu mój plan, który omówiłem ci w czasie lotu.
- Się rozumie! – odkrzyknęła Saph.
Oddaliłem się od towarzyszy ze czterysta kroków, kiedy zobaczyłem piękne krzewy cierniowe. Tak! Na pustyni najlepszy materiał na ognisko. Wyciągnąłem sztylet (z braku laku kit jest dobry) i zacząłem po kawałku odcinać nim gałązki. Ucinałem tak dobry kwadrans, gdy ktoś dotknął moich pleców. Jak nauczył mnie Oromis, zręcznie wywinąłem salto w górze i podstawiłem pod same gardło przybyszowi ostrze mojego sztyletu…
- Murtagh!
- Eragon!
- Czemu mnie szpiegujesz?
- Ja cię ochraniam.
- Tak to się teraz nazywa! – darłem się na niego wyzwalając furię – Nie jesteś moja niańką!
- Dobra. Spokojnie – próbował mnie udobruchać. – Naprawdę to nie jestem tu z twojego powodu. Szukam Ciernia. Nie wrócił do domu już druga noc… Biedaczek pewnie się gdzieś zgubił. Nie mogę się z nim w żaden sposób porozumieć… Do tego dochodzą jego problemy psychiczne…
- Pomogę ci go szukać, ale najpierw muszę uwolnić dziewczynę.
- Sam?
- Nie…
- Możesz na mnie zawsze liczyć.
- Wiem o tym.
I Murt swoim tępym scyzorykiem odłupywał cierniowe łodygi. Odetchnąłem z ulgą.
Nieśliśmy na plecach „chrust”, kiedy zrobiło się bardzo gorąco i jasno, jak za dnia. Murtagh luknął oczami do góry.
- Cierń! Brachu! – wykrzyknął rozradowany.
- Dajcie, wezmę to na siebie, a wy biegnijcie do obozu – głos czerwonego smoka zagrzmiał nad nami.
Cierń wysunął się nieco przed nas.
- On przechodzi mutację? – zapytałem Murtasia.
- Tak – odparł.
W obozie. Kiedy ułożyliśmy stos łodyg cierniowych, zwróciłem się do Saphiry:
- Masz ogień?
- Zawsze i wszędzie! – i podpaliła stos.
Oświeciła nas! Od razu zrobiło się cieplej. Wszyscy usiedliśmy w kręgu wokół ogniska i skupiliśmy wzrok na iskrach wyskakujących wesoło z ogniska.
- Czas spać – rzekła Jasna.
Murt ziewnął.
- Tak, chodźmy spać. Późno już – odparł.
Każdy z nas znalazł sobie miejsce do snu. Ja i Murtagh dzieliliśmy się na noc derką spod siodła Saphiry, Saphi z Cierniem zasnęli wtuleni w siebie, Jasnołuska położyła się nieopodal ognia… A Jasny? Cóż… Był bezpieczny. Chroniła go nasza Jasna, okrywając go własnym skrzydłem. Wyobrażam sobie, jaka była wtedy szczęśliwa. Zresztą słyszałem to. Cicho pomrukiwała zadowolona.

>CDN...

Raczej nastąpi. Chyba, że będą jakieś komplikacje.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jasnołuska dnia Nie 13:44, 13 Maj 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ma-ti
Zjawa



Dołączył: 04 Maj 2007
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Sob 23:43, 12 Maj 2007    Temat postu:

Kiedy będzie kolejna część bo od kiedy zaczołem czytać ten fick to mam same 5 i 6 w szkole.szybko szybko bo jutro klasówka znaczy w poniedziałek Buhahaha Razz

A co do ostatniej części to była najlepsza....
SUPER!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eleana
Vice Avatar



Dołączył: 12 Maj 2007
Posty: 121
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: Tam gdzie konczy sie dobro, a zaczyna zlo...

PostWysłany: Nie 12:31, 13 Maj 2007    Temat postu:

Swietne!!! Bardzo mi sie podoba kazda z czesci

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasnołuska
Skrzat



Dołączył: 05 Kwi 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: A kto tam wie...

PostWysłany: Czw 8:03, 17 Maj 2007    Temat postu:

I nadchodzi następna część...

29 marca

Zaczęło świtać. Pozostali smacznie spali tylko ja nie – wyjątek. Zastanawiałem się, czy te dwa długie węże z kołnierzami przy szyi i z grzechotką w ogonie, mają choć tyle oleju w głowie, co krasnolud (bez obrazy dla Orika i pozostałych) po wypiciu 20 butelek fioletowej. Rozmyślania te przerwał mi ciepły dech Saphiry.
Miałam sen – odezwała się.
Jaki? Co ci się śniło?
Gady kin-ki-nua. Oplatały się powoli, wokół bezbronnej, kasztanowłosej piękności i za każdym razem zacieśniały swój śmiertelny uścisk, niosąc ze sobą ból, cierpienie i niewyobrażalne tortury. Dziewczyna nie poddawała się – ciągle walczyła, choć resztkami sił trzymała się przy życiu. Dalej nie pamiętam. Jak sądzisz Eragonie, czy to jakiś znak?
Nie wiem Saphi, nie wiem. Los chce nam coś przekazać – to wiem.
Po czym podszedł do nas Murtagh.
- Jak spaliście tej nocy? – zapytał.
- Dobrze – odrzekliśmy, jak jeden mąż.
- Pozostali także wstali – powiedział.
- Doskonale.
- Jesteśmy krótko mówiąc spakowani i gotowi na dalszą część wyprawy…
- Wspaniale – pokiwałem głową z uznaniem.
- Wiesz Eraś, Jasny wcale nie jest takim łamagą, za jakiego go uważałem. A sądziłem tak z tego względu, że jest podobny do ciebie.
Wiem, co Murt chciał przez to powiedzieć. Chciał mi dać do zrozumienia, że jestem łamagą, niezdarą, itp. Puściłem to mimo uszu.
Murtaś odgarnął sobie do tyłu kosmyk włosów, który mu opadł na lewe oko, po czym znowu się odezwał.
- Zaproponowałem mu walkę na pięści. Chłopak trochę się wahał, ale przyjął propozycję. Mówię ci, żebyś widział go, jak szykował się do walki niby wilk mający zaatakować przeciwnika. A jak się zamachnął na mnie! Gdybym się nie uchylił w dół w odpowiednim momencie, miałbym wielką śliwę na oku jak nic. On to ma smykałkę do walki. Gdzieś głęboko w nim drzemią pokłady niezwyciężonej siły. On nadawałby się na Smoczego Jeźdźca.
- Być może, lecz Jasny nie ma swojego smoka.
- A Jasnołuska?
- Ona?
- A widziałeś innego smoka, czy smoczyce w Alagesii, który nie posiadałby własnego jeźdźca?
- Wniosek nasuwa się sam. Wolna jest tylko Jasnołuska.
- Brawo Eraś!
- Na ten temat muszę porozmawiać z Saphirą – tu zrobiłem krótką pauzę, żeby potem zacząć rozmowę na inny temat. – Murt, ta dziewczyna cierpi. Wiesz, o kim mowa. Zostało jej niewiele czasu… Ruszajmy – te słowa powiedziałem jakoś dziwnie nie swoim głosem.
- Dobrze – odpowiedział Murtagh.

***


>CDN...

I nadchodzi... Zbliża się ogromnymi krokami...


Dalszy ciąg "29 marca"! Very Happy

Saph, daleko jeszcze?
Nie. Już jesteśmy na miejscu.
- Murt! Jasny! To tutaj! Lądujemy! – krzyknąłem do nich.
Smoki czekały na zewnątrz. Ed, Murtagh i ja zakradliśmy się cicho do wlotu siedziby zdradzieckich żmii. Na nasze nieszczęście wejścia pilnowali dwaj strażnicy. Wyglądali na nierozgarniętych. Wytłumaczyłem Jasnemu, co ma robić. Obej, na znak dany przeze mnie, wyciągnęliśmy miecze, podeszliśmy wartowników z boku i rękojeściami tychże broni, daliśmy im po głowach. Padli na ziemię jak nieżywi, ale ja wiedziałem, że stracili przytomność na jakiś czas. Gdy trzej wkroczyliśmy do jaskini, wszędzie nagle zapaliły się pochodnie na ścianach. Trwożnie rozejrzałem się wokół siebie. Nikt nas nie śledził, to dobrze. Moje nogi wiodły mnie dalej. Pozostali szli za mną. Wtem gwałtownie zatrzymałem się. Jasny i Murt o mało co by na mnie nie wpadli. Powiedziałem im na migi, żeby byli cicho. W odpowiedzi kiwnęli głowami, że rozumieją.
- Skulbaka zwe! – wymamrotałem pod nosem.
Wyostrzył mi się wzrok. Teraz mogłem widzieć wszystko, co dotąd nie było mi dane. Zagłębialiśmy się coraz to dalej i dalej, nie wiedząc, co nas może spotkać. W końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie więzili swoje ofiary. Każde drzwi, które broniły dostępu do więźni, były zaryglowane ciężkimi, stalowymi kłódkami. Powiodłem oczami po wszystkich drzwiach.
- Tam! – wykrzyknąłem bezgłośnie i wskazałem ręką w miejsce, w którym zobaczyłem jakieś źródło ciepła.
Trzej pobiegliśmy w tamtym kierunku. Na szczęście nie spotkałem żadnych strażników pilnujących więzienia. Gdy znalazłem się pod drzwiami, zza których widziałem źródło ciepła, krzyknąłem:
- Trysta! – coś gwałtownie odepchnęło drzwi z wielkim hukiem, lecz ja osunąłem się nieprzytomnie na ziemię. Zemdlałem. Nie wiem, co się ze mną dalej działo.
Ocknąłem się jakieś kilka godzin później z bolącą głową. Zresztą reszta mojego ciała także nie znajdowała się w lepszym stanie. Nie mogłem skupić swoich myśli. Na nadgarstkach miałem kajdany, które przymocowano do ścian. Powiodłem wzrokiem dookoła. Jasnego i Murtagha nie było. Co się z nimi stało? Czy żyją? – dręczyły mnie takie pytania. Czułem, że ktoś próbuje wtargnąć i zawładnąć moim umysłem. Nie miałem pojęcia co lub kto to. Ten twór zabierał mi energię, wypompowywał ze mnie pozostałe resztki moich sił, które gdzieś we mnie drzemały. Nie mogłem oddychać. Powietrze łapałem szybko, lecz płytko. Przychodziło mi to z coraz większym trudem. Zapach śmierci unosił się w pomieszczeniu, w którym się znajdowałem. Pot spływał mi po twarzy. Cały się spociłem. Coś ściskało mi szyję, lecz nikogo nie wiedziałem. Dusiłem się. Gasła we mnie ostatnia iskra życia, lecz coś nadal trzymało mnie na tym świecie. Zobaczyłem światło, które pochodziło z mojej podświadomości. Usłyszałem ledwie słyszalny szept, który mnie wołał.
Eragonie!
Chciałem odpowiedzieć, ale nie mogłem, ponieważ zaschło mi w ustach, ale potem przypomniałem sobie, że ten głos wołał mnie w myślach.
Eragonie! – głos się ponowił, lecz miał on nutę rozpaczy.
Chrząknąłem.
Eragonie! Żyjesz?
Tak.
Moje myśli rozbiegły się w cztery strony świata.
Eragonie! – znowu nuta troski i obawy, a jednocześnie nieskrywana bezgraniczna radość. Dobrze się czujesz?
Kim ty w ogóle jesteś, że pytasz się mnie o takie rzeczy? – zapytałem.
Na smoka! On ma amnezję!
Dowiem się tego, czy nie?
Wiesz, że jesteś Smoczym Jeźdźcem i masz smoczycę Saphirę?
Powoli, z wielkim trudem, zacząłem kojarzyć. Tak. Jestem Smoczym Jeźdźcem, a ten głos, który do mnie przemawia to musi być głos Saphiry, mojej smoczycy. Przybyłem tutaj z paczką przyjaciół (z nią, Murtem i Cierniem oraz z Jasnołuską i Jasnym, który być może nieświadomie został Smoczym Jeźdźcem), aby uratować jakąś dziewczynę z tej pułapki bez wyjścia. Dziewczyna miała na imię Marina, o ile dobrze pamiętam. Kiedy ułożyłem sobie to w głowie, Saphi ponowiła rozmowę.
Możesz się ruszyć?
Nie.
Niedobrze.
Prawdopodobnie mam złamane żebra i inne obrażenia, których nie udało mi się zidentyfikować.
W takim razie jest gorzej, niż myślałam. Kto cię tak urządził? Powiedz mi, a spalę go żywcem.
Choćbym nawet chciał ci powiedzieć, ale nie wiem, kto to. Prawdopodobnie znalazłem się tu zamknięty z tego powodu, że po raz kolejny przesadziłem z magią. Źle dobrałem poszczególne litery. Straciłem przytomność, strażnicy więzienni mnie znaleźli i zamknęli w tej celi. Murt i Jasny z pewnością chcieli mi pomóc, ale ktoś ich musiał podejść od tyłu i obezwładnić. Popełniłem błąd, ale nie praw mi teraz kazań, proszę cię. Cieszę się, że słyszę twój głos.
Ja też. Pamiętaj, jestem z tobą zawsze i wszędzie, choć ty możesz nie mieć o tym zielonego pojęcia. Żadne stworzenie, czy nawet wytrawny mag nie jest w stanie rozerwać tej więzi, która łączy mnie i ciebie. To coś wyjątkowego. Możesz na mnie liczyć o każdej porze dnia i nocy. W twoje ręce powierzam moje życie.
Ja także oddaję ci moje całkowicie. Pozwól, że zapytam cię o jedną rzecz, która nie daje mi spokoju.
Tak?
Czy wtedy, kiedy umierałem, to ty przyszłaś mi z pomocą, że znacznie lepiej mogłem oddychać?
Smoczyca zamilkła.
Saph, jesteś?
Jestem.
Więc to ty?
Tak – odparła cicho.
Naprawdę nie wiem, jak ci dziękować. Bez ciebie nie przeżyłbym…
Cicho już – przerwała mi. Czasami wystarczy, ze po prostu jesteś.
Nie ma ze mną Murta i Jasnego. Czy żyją? Jestem bezsilny. Co się z nimi dzieje?
Eraś, - jej głos działał na mnie kojąco – spokojnie. Odnajdziemy ich. Tobie też przyjdziemy z odsieczą. Cierń próbował kontaktować się z Murtaghiem. Murt odpowiedział mu tylko cichym i ciężkim westchnieniem, ale żyje. Jasnołuska próbowała nawiązać kontakt myślowy z Jasnym, ale nie uzyskała od niego żadnej odpowiedzi. Mało co brakowało, żeby smoczyca się załamała… Biedna… Pocieszyłam ją, że znajdziemy Jasnego. Jakoś uwierzyła.
Jacyś ludzie zbliżali się do celi, w której mnie zamknięto. Z kroków wywnioskowałem, że było ich dwóch. Znałem chód tych dwojga…
Saphi, Bliźniacy nadchodzą!
Będę przy tobie, lecz oni nie wyczują tego. Bądź ostrożny i uważaj na nich.
Ty też bądź ostrożna. Nie chciałbym, żeby cię skrzywdzono…
Ucichła. Czułem, jak się zarumieniła. To nie to, co myślicie. Po prostu się o nią bałem, bo jest mi bardzo droga… Po tym, jak straciłem Garrowa, został mi jeszcze kuzyn i starszy brat. Na Rorana nie mam za dużo, co liczyć, bo jest zakochany po uszy w Karinie, a Murt… Murtowi ufam, ale nie do końca, więc Saphi stała mi się tak bliska, że uważam ją za pełnoprawnego członka mojej rodziny. Ona straciła matkę. Ja także… To smutna historia.…
Drzwi otwarły się z hukiem. Do mojej celi wkroczyli Bliźniacy. Ubrani, jak zwykle tak samo, w brunatno-czarne tuniki do kolan, przepasane złotymi psami, szczerzyli zęby w szyderczym uśmiechu. Zamknąłem oczy. Nie zdążyli tego zobaczyć. Udawałem, że śpię.
- Nic się nie zmienił – rzekł Pierwszy do Drugiego.
- O tak – Drugi przytaknął.
Pierwszy bliźniak, stojący po lewo podszedł do mnie.
- Sprawdźmy, czy żyje – powiedział do brata i kopnął mnie w brzuch. Znów z trudem łapałem oddech. Co oni ze mną zrobią? Dostałem drgawek. Rzucało mną, jak w febrze.
- Szczeniak jednak żyje – rzekł Drugi bliźniak, stojący po prawej. Jego uśmieszek wciąż nie schodził mu z twarzy. – Na razie jest dla nas nieszkodliwy.
- Na pewno?
- Ręczę za to.
- A co robimy z ta dziewuchą? – zapytał się Pierwszy.
- Podobno Galbatorix ma, co do niej jakieś plany… Nie wiadomo niestety, jakie. Mnie osobiście one nie interesują. Ważne, co możemy za nią otrzymać.
- Racja. Więc proponujesz wymianę?
- Dokładnie.
- Co na to kin-ki-nua?
- Masz na myśli te półgłówki? Załatwimy ich prostym czary mary i po nich.
- Ty powinieneś rządzić, zamiast Galba!
- Prawda. Należy mi się to. Wracając do naszego Dragona, jeśli jego stan się nie polepszy, umrze.
- Nie sądziłbym książki po okładce bracie. Nie znasz tego przysłowia?
- Znam. Nie kracz, bo wykraczesz! Źle się to dla ciebie skończy.
- Ja tylko ci radzę.
- Oby się na tym skończyło.
- Chodźmy. Dzisiaj jest nieprzytomny. Przyjdziemy jutro i wydusimy z niego, co trzeba.
- Dobrze.
Na odchodne, od każdego z nich, dostałem po solidnym kopnięciu, zarówno w brzuch, jak i w plecy. Nie mogłem zasnąć, bo tak mnie wszystko bolało. Próbowałem myśleć o miłych rzeczach, ale zawsze dochodziłem do punktu wyjścia i ból wzbierał się jeszcze bardziej. Cierpiałem. Cierpiałem, jak nigdy. To było gorsze, niż męka. Nagle przed oczami ukazała mi się postać dziewczyny. Nie, nie jej duch. Ona mnie nie widziała. Zdałem sobie sprawę, że obserwuję ją, a ona o tym nie ma bladego pojęcia. To jest ta Marina. Ładna – pomyślałem. Miała długie, ciemnoblond włosy. Koloru oczu nie dojrzałem, bo miała je zamknięte.. Dziewczyna, tak jak ja, była skuta kajdanami, które również przymocowano do ścian. Głowę opuściła bezwładnie na prawe ramię. Po jej twarzy spływały łzy. Zatem płakała. Z chęcią dopadłbym Bliźniaków za to, co wyrządzili tej dziewczynie. Wydała mi się taka mała, krucha i bezbronna. Chciałbym ją przytulić… Powiedzieć jej, ze świat wcale nie jest taki zły… Że wszystko będzie dobrze… Chciałbym jej wynagrodzić te krzywdy z nawiązką, choć nie byłem jej nic winny. Obudził się we mnie instynkt opiekuńczy, czy co? Może to cos zupełnie innego… Czyżby? Zalała mnie nagła fala uczuć. Zmieszałem się i szybko odgoniłem obraz Mariny, jakby mnie zaczął parzyć. Cieszyłem się jednak, że dziewczyna nadal żyje. Zrobiło mi się tak jakoś błogo na sercu. Inaczej nie potrafię tego określić. Mimo to i tak przez resztę nocy nie zmrużyłem oka, co odbiło się na mnie następnego dnia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kapitan_Jack_Sparrow
Korsarz
Korsarz



Dołączył: 04 Kwi 2007
Posty: 254
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/7
Skąd: szczerze? Nie mam pojęcia...

PostWysłany: Pią 7:48, 15 Cze 2007    Temat postu:

Fajne. Chciałem się tylko zapytać (nie bierz tego za obrazę) dlaczego z parodii robisz poważne opowiadanie (nie żebym coś miał bo ta część bardzo mi się podoba).

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasnołuska
Skrzat



Dołączył: 05 Kwi 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: A kto tam wie...

PostWysłany: Pią 14:19, 15 Cze 2007    Temat postu:

Nie wiem. Tak jakoś. Może pisząc akurat dalszy ciąg tego wpadłam wtedy w taki nastrój? Nie wiem. Moje humorki wpływają na moje opowiadania czasami i tak się dzieje i teraz. Nie zawsze tak jest, ale wszystko się może zdarzyć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kapitan_Jack_Sparrow
Korsarz
Korsarz



Dołączył: 04 Kwi 2007
Posty: 254
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/7
Skąd: szczerze? Nie mam pojęcia...

PostWysłany: Czw 13:18, 21 Cze 2007    Temat postu:

Pisz w takim stylu jak ta ostatnia część! Ona jest najlepsza! ŁAAAAAAAA! A ja mam nowego ficka xP. Może go dam...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasnołuska
Skrzat



Dołączył: 05 Kwi 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: A kto tam wie...

PostWysłany: Pon 10:33, 02 Lip 2007    Temat postu:

W butach siedmiomilowych zbliża się "30 marca"...

Iiii...

Jest!


30 marca

Zbudził mnie pisk. Szczur? Wzdrygnąłem się. Pochodnia, która rozświetlała moją celę, dawno się wypaliła, więc królowała ciemność. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo brakowało mi światła. Przy nim miałem jako takie poczucie bezpieczeństwa.
Zrobiło mi się zimno. Coś musiało się wydarzyć…
Pomieszczenie wypełnił gęsty dym. Kasłałem. Nie mogłem skończyć. Kaszel rzucał mną całym. Byłem, jak pies, który nie może przestać szczekać. Kiedy byłem bliski omdlenia, dym opadł całkowicie. Następnie znikąd pojawiła się zielona łuna. Przez jakiś czas zupełnie nic się nie działo. Powieki opadły mi same.
Eragonie! Otwórz natychmiast oczy i zobacz to! – nakazała mi moja smoczyca.
Wykonałem polecenie. Niewiarygodne! W zielonej łunie coś pulsowało! Powoli poświata ta formowała się w postać seledynowego jednorożca. Minutę później widziałem go całkiem wyraźnie. Od całego jednorożca biło światło tak jasne, że musiałem mrużyć oczy, bo inaczej oślepłbym. Róg konia lśnił złotym blaskiem. Doskonale dostrzegłem ostre zakończenie jego rogu. Miałem świadomość, że mógłby mnie przebić nim na wylot. Z mowy ciała jednorożca wywnioskowałem, że nie jest on do mnie nastawiony wrogo, wręcz przeciwnie – w jego oczach dostrzegłem łagodność, którą gdzieś kiedyś spotkałem. Próbowałem sobie przypomnieć skąd ją znam i to w takim wydaniu, ale tym razem pamięć mnie zawiodła.
- Kim jesteś? – zdobyłem się na pytanie.
Ciepły i dziwnie znajomy powiew rozwiał grzywę konia i na jego czole ukazała się srebrna gwiazda. Potem jednorożec w niewyjaśniony sposób przybrał postać kobiety, w średnim wieku, z lekko siwiejącymi włosami, oczami błyszczącymi, jak krople wody, i w długiej, prostej sukni.
Skąd ja ją znam?
Pomyśl dobrze, Eraś. Przypomnij sobie swoje dzieciństwo – rzekła Saphi.
W tym kłopot, że nie mogę. Próbowałem. Naprawdę próbowałem, ale się nie udało.
Kobieta zbliżyła się do mnie o krok. Znajdowała się w odległości czterdziestu centymetrów ode mnie.
- Kim jesteś? – ponowiłem.
- Dobrze wiesz, kim – zbliżyła się do mnie jeszcze bardziej i zaczęła mi przemywać rany z brudu. Otarła mi wilgotną szmatką twarz i dała jakiś płyn do wypicia. To był sok jabłkowy. Taki pyszny sok robiła tylko jedna osoba w mojej rodzinie. Niespodziewanie nasunęły mi się wspomnienia z dzieciństwa. Ujrzałem siebie, jako małego brzdąca w wieku około dwóch lat. Siedziałem sobie na ławce przed domem i machałem beztrosko nogami. Roraś z wujem Garrowem zostali tego dnia w polu. Mama gotowała obiad w domu. Widziałem to wszystko tak realnie, jak nigdy przedtem. Zawsze wszelkie wspomnienia przypominały mi się mgliście. Jednak tym razem było inaczej. Usłyszałem wrzawę. Głosy przerażonych ludzi. Poderwałem się przestraszony z ławki. Pod wpływem jakiegoś impulsu wbiegłem do izby, w której kucharzyła moja matka. Przytuliłem się do niej.
- Mamo! Mamo! Mamo! – wołałem niespokojnie. Ona popatrzyła na mnie smutno.
- Synku, nadszedł czas. Schowaj się gdzieś – z jej oczu popłynęły łzy.
Schowałem się w ciemnym kącie. Nikt mnie tam nie dostrzegł, choćby chciał. Wtem do mieszkania wkroczyli uzbrojeni w miecze żołnierze. Nic nie mówiąc, obezwładnili moją mamę i związali jej ręce, wyprowadzając ją z domu. Zanim zniknęła za drzwiami, obejrzała się w moim kierunku i bezgłośnie wypowiedziała moje imię. Wtedy po raz ostatni ją widziałem. Kadr wspomnień urwał się. Kobieta głaskała mnie po głowie. Byłem pewny. Odnalazłem wreszcie kogoś, kogo zabrali od mojej rodziny dawno temu. Odetchnąłem z ulgą i wysiliłem się na to, by powiedzieć:
- Nareszcie wróciłaś, mamo – szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
Kobieta odwzajemniła uśmiech, po czym rzekła:
- Wróciłam, ale nie cieleśnie, duchem.
- To znaczy, że ty…
- Nie żyję.
- W jaki sposób… Przecież… - jąkałem się.
- Zostałam zabita.
- Kiedy?
- Tego samego dnia, co mnie zabrano.
- Mamo… - rozpłakałem się, jak małe dziecko.
- Eragonie, czemu płaczesz? Jestem tu przy tobie. Prześpij się, będę czuwać.
W poczuciu bezpieczeństwa zamknąłem oczy i usnąłem.

***


Gdy obudziłem się ponownie, siedziałem już bez kajdan tak, jak pozostali – Murt i Jasny. Związano nas trzech ciasno, grubym sznurem. Lina wpijała mi się w ciało, ściskając moje wnętrzności. Nie tylko ja zostałem wczoraj poturbowany – Murta i Jasnego także nie oszczędzono. Najdotkliwiej z nas poraniony był Murtagh, lecz hardo trzymał głowę w górze, nie okazując bólu. Żaden z nas się nie odezwał, ponieważ nastąpił szczęk otwierających się krat. Weszli Bliźniacy, a za nimi wpełzły ogromne i bardzo długie Kin-ki-nua. Pojąłem nareszcie, dlaczego ludzie bali się tych gadów. „Będę czuwać…” – przeszły mi przez głowę słowa matki, które dodały mi odwagi i otuchy.
- Zaczynajcie – Jeden Bliźniak pstryknął w palce i węże rozpoczęły swoją pieśń.
- Czujesssz, jak odpływasssz? Czujesssz? Sss… Czujesssz? Zabieramy sss wasss sssiłę, życiową… Sssiłę sss wasss… - Kin-ki-nua nadawali rytm pieśni swoimi grzechotkami, co czyniło ją bardziej syczącą.
Słabłem. U pozostałych dwóch towarzyszach niedoli też to zaobserwowałem.
Chwila, - pomyślałem – przecież ta srebrna gwiazda… Mama…
Ciepły powiew owiał moją twarz. Ni stąd, ni zowąd, zjawiła się zielona łuna, a wraz z nią seledynowy jednorożec. Bliźniacy zbledli ze strachu, a węże przestały syczeć. Koń przykuł uwagę wszystkich bez wyjątku. Nie ruszał się. Nikt nie wiedział, jakie ma zamiary. Bliźniacy cofnęli się o kilka kroków w tył, natomiast jednorożec postąpił do przodu, nastawiając na nich swój złoty róg. Koń zgiął prawą przednią nogę w geście wojowniczego nastawienia. Na czole jednorożca rozświetliła się srebrna gwiazda. Seledynowy koń zarżał i wypowiedział ludzkim głosem zaklęcie w pradawnej mowie.
- Srebrnava Sviezda.
Jednemu i Drugiemu bratu opadły szczęki ze zdumienia. Żadne słowo nie padło z ich ust, a przecież mogli użyć swej mocy, żeby odeprzeć atak, jednak z ich ust wydobył się cichy i słaby jęk. Padli martwi na ziemię. Jednorożec prychnął wściekle i przeniósł swój róg, ostry jak szpikulec, na Kin-ki-nua.
- Chcecie podzielić ich los?
- Nie… Ssstanowczo nie… - syczały gady.
- Więc wynoście się stąd, czym prędzej! Jeśli tu zostaniecie, to obiecuję wam od razu, że z wami nie będę się tak cackać, jak z tymi dwoma!
- Oczywissscie… - i już ich nie było.
Seledynowy koń zbliżył się do mnie oraz moich towarzyszy i nachyliwszy swój ostry, niczym włócznia róg, rozciął grubą linę, która więziła nas trzech. Jednorożec powiódł po nas wzrokiem. Uśmiechnąłem się, gdy jego oczy napotkały moje. Jasny wydawał się nieco przestraszony widokiem tego stworzenia z tak bliska. Uspokoiłem go, poklepując go lekko po ramieniu. Kiedy koń doszedł wzrokiem do Murtagha, nagle się zatrzymał. Wpatrywał się w niego, jakby nie mógł się na coś zdecydować. Murt nie unikał tego. Miał zaciśnięte usta. Zapewne w jednorożcu walczyły silne uczucia. Nieoczekiwanie koń potrząsnął głową i przybrał postać kobiety.
- Poznajesz mnie? – odezwała się ona.
- Nie – wyznał szczerze mój brat.
- A pamiętasz to? – kobieta wyciągnęła z małego woreczka, który trzymała przy sobie, figurkę konika wystruganą z drewna.
Murtagh zdumiał się.
- Skąd masz tą zabawkę? – zapytał mrużąc podejrzliwie oczy.
- Zgubiłeś ją, gdy byłeś jeszcze małym dzieckiem.
- Prawda… Kto ci powiedział o tym?
- Zapadła cisza.
Murt spojrzał się w ścianę i usilnie nad czymś myślał. Mogę się założyć, że tak, jak ja wcześniej, przeczesywał teraz zakątki swoich wspomnień, żeby dowiedzieć się, co to za osoba.
- Gwiazda… Srebrna Gwiazda… Żołnierze… Zarrock… Morzan… - mówił półsłówkami, a ostatnie słowo, ledwie co przeszło mu przez gardło. Murtagh nosił bliznę na plecach po naszym ojcu, Morzenie. Mój brat miał ją nosić do końca swojego życia. To była jedynie kropla w morzu, za co nie nawiedził ojca.
- Sok jabłkowy… - zatrzymał się. – Mama?
- Tak – odrzekła kobieta.
- Wiedziałem, że wrócisz do nas, do mnie i do Eragona…
- Trzeba mieć zawsze nadzieję i mocno wierzyć, a tego Murtaś, nigdy ci nie brakowało – mama potarmosiła mu zadziornie włosy. – Eraś, - zwróciła się do mnie – nie jesteś z Murtaghiem zdolny, żeby się podnieść, więc nie będziesz mógł dokończyć swojej misji. Zrobi to za ciebie ktoś inny.
- Kto?
- Jasny. Ten chłopiec nie ma takich obrażeń, jak wy. Poradzi sobie.
- Ale…
- Mama ma rację Eragonie – wtrącił się Murt. – O dziewczynę się nie bój, przecież wiem, że ci się podoba. Ten chłopak jest naprawdę w porządku., a poza tym ma Jasną. Kolejny powód żebyś się o nią nie martwił jest taki, że jesteście podobni. Farba z włosów jeszcze ci nie zeszła; jesteście, jak dwie krople wody, więc ona się nie domyśli, że to nie ty, jak jej nikt nie powie. Także możesz być spokojny – rzekł szeptem.
Przekonał mnie zupełnie.
- Jasny, podejdź do mnie – rzekłem ochrypłym głosem.
Przyjaciel uklęknął przede mną. Powiedziałem do niego cicho:
- Uważaj na nią. Doprawdy wrogów już tu nie ma, ale lepiej mieć się na baczności. Twój miecz leży tutaj niedaleko. O, tam! – wskazałem palcem w jakiś ciemny kąt, z którego dochodził niebieski blask. – Spotkamy się na zewnątrz, przy smokach. Ufam ci – mrugnąłem do niego porozumiewawczo.
Jasny wziął miecz i uniósł rękę do góry, machając nam na odchodne, po czym wyszedł.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, zachodowi chłopaka ani śladu.
- Jasna, spróbuj jeszcze raz nawiązać z nim kontakt – poprosiłem.
Jasnołuska wypuściła z nozdrzy smużkę dymu. Pewnie Jasny tłumaczył się jej, dlaczego to on poszedł ją uwolnić. Lecz po chwili oblicze smoczycy rozpromieniło się.
- Wracają – rzekła.
Nieco później z jaskini wychylił się Jasny, cały zakurzony, niosąc na rękach Marinę.
- Jak ona się czuje? – wyrwałem się natychmiast.
- Żyje, ale znalazłem ją nieprzytomną. Jej serce ledwie bije… - odparł Jasny.
- Połóż ją na ziemi.
Nie bacząc na swoją otwartą ranę w biodrze i każdy ruch sprawiający mi ból, wstałem z pomocą Saphiry i pokuśtykałem do dziewczyny leżącej teraz u moich stóp. Uklęknąłem powstrzymując się od jęku. Przybliżyłem ucho do jej serca. Biło, choć słabo, prawie niesłyszalnie.
- Masz tylko kilka siniaków i zadrapań… Nie rozumiem tego… Chyba, że…
Zapadła cisza. Nikt nie śmiał jej zmącić.
- Edurna boun. Nie, to nie to. Może…
Złapałem Marinę za rękę.
- Proszę, obudź się – szepnąłem do niej. – Vano daci!
Nie dała nawet najdrobniejszego znaku. Nie wiedziałem, co dalej czynić. Jeśli magia nie pomogła, to koniec. Zrezygnowany spuściłem głowę. Zawiodłem.
Wtem coś poczułem. Dziewczyna ścisnęła mocniej moją dłoń.
- Słyszysz mnie? – zapytałem.
Ponownie ścisnęła moją dłoń.
- Ona wyzdrowieje, lecz potrzebny jest jej długi wypoczynek i opieka – oznajmiłem.
- Wezmę ją do siebie na ten czas. Ciebie i Murtagha także – rzekła Selena.
Jasny wraz z moją matką zrobili prymitywne nosze i położyli na nich Murtagha, następnie zdjęli z Ciernia siodło i na jego miejscu umieścili nosze. Dodatkowo przed wypadkiem podczas lotu zabezpieczyli je grubym i mocnym pasem.
Siedziałem już w siodle, a razem ze mną, w przedzie Mari. Objąłem ją, żeby nie spadła. Wszyscy byli już gotowi, aby wyruszyć w drogę powrotną. Ekipę prowadziła moja mama i to właśnie na jej słowo smoki równocześnie poderwały się w górę.

31 marca

Późnym popołudniem dotarliśmy do domu mojej mamy. Nie miałem pojęcia, jak nazywa się ta okolica, nigdy wcześniej tam nie byłem. Wokół mnie roztaczała się łąka pełna żółtych mniszków lekarskich, potocznie zwanych mleczami. Przede mną wzrastał sosnowy las. Czułem łagodny zapach żywicy.
- Chodźcie za mną – powiedziała moja mama.
Nikt nie zsiadł ze smoka. Wraz z innymi zanurzyłem się w morze drzew. Igły i liście łaskotały mnie po twarzy. Postępowaliśmy powoli przez paprocie, co rusz skręcając to w lewo, to w prawo. Wkroczyliśmy na młodą trawę, cieszącą oczy zielenią.
- To tutaj – oznajmił jednorożec i usunął się na bok. Dopiero teraz dostrzegłem dom podobny trochę do tych w Carvahall, lecz dach zrobiono z jakiegoś nieznanego mi materiału. Budynek wyglądał skromnie, ale solidnie. Niemalże wtapiał się w otoczenie.
Mama coś szeptała. Smoki poruszyły się niespokojnie. Straciłem świadomość.
Ocknąłem się w łóżku z uczuciem niewyjaśnionej ulgi. Obok mnie leżał Murtagh. Spał spokojnie rozluźniony, a ja wpatrywałem się w sufit.

1 kwietnia

Fatalnie. Cały dzień bolała mnie głowa, a Murta rozsadzała energia. Myślałem, że rozwali łóżko, bo się rzucał i wyczyniał różne głupoty typu „Superman, postrach przestworzy”. Wydało mi się to z lekka nienormalne… Zawołałem mamę , a ona tylko:
- Tak skutkuje lek…
- Ale on będzie taki, jak dawniej, prawda? – zapytałem z przerażeniem w oczach, widząc mojego starszego brata wyprawiającego takie rzeczy.
- Wierzę…
Wyszła. Więc istniało ryzyko, że Murtaghowi zostanie tak na całe życie… To jest niesprawiedliwe! On zbyt dużo już przeszedł!

>>CDN już wkrótce...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum poświęcone literaturze filmom i innym tworom fantasy Strona Główna -> Nasze powieści, opowiadania, fan ficki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin